Trawniki od ponad 200 lat postrzegane są bardzo pozytywnie. Większość ludzi, w tym elity i klasa średnia kojarzą je z cywilizowaniem dziczy, dobrobytem i porządkiem. Na całym świecie postrzega się je jako granice między miastem a wsią. Zarazem także granicę między zamożnymi i bezpiecznymi przedmieściami a dzielnicami slumsów w miastach. Jako obszary ważne dla wypoczynku odgrywały wielką rolę zarówno w uporządkowanych ogrodach w stylu francuskim jak i w znacznie swobodniej zaplanowanych ogrodach w stylu angielskim. Wciąż wiele z nich zakłada się w krajach rozwijających się klimatu okołozwrotnikowego. Zadbane, obficie nawadniane i często koszone trawniki to wizytówka przedmieść, modnych deweloperskich osiedli, w ogóle całych metropolii we wschodzących gospodarkach świata (Ignatieva 2000, Sneed 2018).
Nic dziwnego zatem, że w USA trawniki pokrywają niemal 2% kraju, a w Szwecji stanowią 52% powierzchni całej zieleni miejskiej. Zakładając, iż trawniki stanowią 23% powierzchni typowego miasta (niezależnie od klimatu i ustroju), można przyjąć, że w skali całego świata trawniki pokrywają 0,15-0,8 miliona kilometra kwadratowych (zależnie od przyjętych definicji miasta i wsi). Tym samym trawniki zajmują większy areał od Zjednoczonego Królestwa i Hiszpanii razem wziętych. Z jednej strony bardzo dużo, z drugiej strony to wciąż raptem 1,4 % powierzchni wszystkich siedlisk bezdrzewnych (łąk kośnych, pastwisk, dzikich stepów, sawann i hal górskich) (Ignatieva & Hedblom 2018).
Swoim wyglądem i funkcjonowaniem nawiązują do naturalnych ekosystemów bezdrzewnych jak stepy i hale górskie, jak również do prastarych, wiejskich ekosystemów półnaturalnych jak łąki kośne i pastwiska. W odróżnieniu od nich trawniki są jednak zupełnie sztuczne, jak również znacznie uboższe w gatunki. Wyraźnie mniejsza jest także rozmaitość form życiowych, zapachy, faktura i kolorystyka roślin. Choć tak ważne dla architektury krajobrazu i ekologii miast, to jednak do tej pory poświęcono im znacznie mniej uwagi niż drzewom w miastach czy rabatom i murkom kwietnym (Sneed 2018, Ignatieva i in. 2020).
Trawnik jest z perspektywy ochrony przyrody i zdrowia publicznego znacząco lepszy od betonowych i asfaltowych „pustyń”. Pochłania dwutlenek węgla oraz pył zawieszony (ang. particulate matter, PM, aerozol atmosferyczny). Produkuje tlen. Chroni gleby przed erozją. Ogranicza spływ powierzchniowy wody i w pewnym stopniu zabezpiecza wody gruntowe. Im więcej trawników, a mniej betonu i asfaltu, tym słabszy efekt miejskiej wyspy ciepła (Sneed 2018, Ignatieva i in. 2020).
Zakładanie, a potem utrzymywanie trawników nadmiernie ujednolica krajobraz, zacierając różnice przyrodnicze i kulturowe między osadami w odmiennych strefach klimatyczno-roślinnych Ziemi i w różnych państwach (Ignatieva i in. 2020).
Przede wszystkim jednak pielęgnacja trawników pochłania mnóstwo zasobów, bardziej potrzebnych w innych dziedzinach życia człowieka (rolnictwo, przemysł, ochrona zdrowia, pożarnictwo, obronność) jak również koniecznych dla zachowania pozostałej nam rodzimej, dzikiej przyrody. Utrzymanie już istniejących trawników w dobrym stanie zużywa: wodę, nawozy naturalne (w tym nieodnawialne fosforyty i pozyskiwany zwykle rabunkowo torf), nawozy sztuczne, pestycydy i herbicydy (Ignatieva 2000, Sneed 2018).
To właśnie trawy gazonowe zużywają w Stanach Zjednoczonych niemal tyle wody co sztucznie nawadniane pola orne i warzywniki, dostarczające pokarmu ludziom. W regionach pustynnych podlewanie trawników odpowiada za ¾ całego zużycia wody przez gospodarstwa domowe i biura. W samym tylko australijskim mieście Perth zużywa się legalnie 73 gigalitry wody na podlewanie trawników, a niemal drugie tyle 72 gigalitry prawdopodobnie pobieranych jest nielegalnie przez właścicieli i dozorów prywatnych posesji. Obecnie nawet najbogatsze kraje jak Australia, Kalifornia, Hong Kong i Arabia Saudyjska nie mają środków na dalsze nawadnianie trawników w klimacie zwrotnikowym, przy nasilającym się zapotrzebowaniu wodę. Stąd konieczność zastępowania tradycyjnych trawników nowymi rozwiązaniami z zakresu architektury zieleni, oferującymi więcej usług ekosystemowych, a tyle samo wrażeń estetycznych przy mniejszym zużyciu wody (Ignatieva & Hedblom 2018, Ignatieva i in. 2020).
Kosiarki spalają nieodnawialne paliwa kopalne, emitując przy tym hałas, pyły zawieszone oraz gazy cieplarniane. Korzyści z sekwestracji dwutlenku węgla przez trawniki pozostają mniejsze od śladu węglowego, spowodowanego koszeniem, produkcją i dystrybucją nawozów sztucznych i pestycydów (Ignatieva 2000, Ignatieva i in. 2020).
Pozostałości pestycydów i herbicydów trafiają do wód gruntowych, a z czasem do żywności, pasz oraz ekosystemów odległych od miast i wsi. Przykładowo w 2012 r. w samych tylko Stanach gospodarstwa domowe zużyły 27 milionów kg pestycydów. Niedobrą praktyką jest również zastępowanie zaniedbanych trawników przez całkowicie sztuczną, plastykową trawę z rolki, modne tak w Chinach jak US, co oznacza dalszy spadek bioróżnorodności, nasiloną erozję gleb, nie wspominając o zużyciu ropy, gazu i węgla kamiennego (Ignatieva & Hedblom 2018).
Zastąpienie w kosiarkach paliw kopalnych przez biopaliwa (bioetanol, biodiesel etc.) to rozwiązanie umiarkowanie korzystne. Na pewno pozwoli oszczędzić ropę naftową i gaz ziemny, ale nie musi zahamować skażenia powietrza. Ponadto wymusi wzrost powierzchni terenów obsianych roślinami energetycznymi. Nie pozostanie to bez negatywnych wpływów na ceny żywności i pasz, jak również na populacje gatunków ginących (Ignatieva i in. 2020, Sikorska i in. 2020).
Najpopularniejsze z traw gazonowych jak Agrostis spp., Lolium perenne czy Poa pratensis dla strefy umiarkowanej, oraz Cynodon dactylon, Stenotaphrum secundum, Paspalum spp., Zoysia japonica dla strefy tropikalnej, coraz chętniej uciekają z upraw. W niektórych regionach już stały się inwazyjnymi gatunkami obcymi. Inwazyjny potencjał innych traw ozdobnych, a zarazem energetycznych (miskantów, trzcinników) znaliśmy już wcześniej (Sikorska i in. 2020).
Alternatywami dla trawników są nowoczesne układy mocniej oparte o miejscowe gatunki i lokalne typy siedlisk/krajobrazów. W każdym regionie będą nieco inne.
W strefie klimatu kontynentalnego będą to pozostałości naturalnych stepów/prerii albo ich odtworzone wersje. W klimacie międzyzwrotnikowym pozostałości sawann, w górach różne murawy nawiązujące do tussocku Nowej Zelandii, andyjskiego paramo czy hal górskich pasm alpejskich Eurazji.
Na pustyniach i półpustyniach Arizony, Kalifornii, RPA, Australii oraz Mongolii Wewnętrznej trawniki oraz kwietniki już ustępują miejsca ogrodom suchym. Po angielsku takie ogrody noszą nazwę xeriscaping. To założenia oparte o piękne, a niewymagające podlewania suchorośla (sklerofity; np.: ananas, jadłoszyn Prosopis, właściwe akacje Acacia, saksauł Haloxylon ammodendron, wiliwili Erythrina sandwicensis, drzewo kumbaru Geoffroea decorticans) i sukulenty (kaktusy, aloesy, agawy, stapelie, wiele euforbii, niektóre cykasy i pelargonie). Sukulenty mają też mnóstwo innych zalet, jakich brak trawom gazonowym. Można sadzić je jako żywopłoty, niektóre dostarczają jadalnych owoców czy pędów, miodu, utrzymują populacje rodzimych zwierząt albo pszczoły miodnej (Vickers 2006, Smetana & Crittenden 2014).
Na terenach o częstych opadach, podmokłych warto rozważyć ogrody deszczowe jako zamiennik typowych rabat i trawników. Wydatnie poprawiają one jakość wód, pozwalają gromadzić wody opadowe na czas susz, chronią przed podtopieniami, a także zmniejszają zużycie mechanicznej infrastruktury przeciwpowodziowej i melioracyjnej. Co więcej chroni gleby przed erozją. Działając jako miniaturowe korytarze ekologiczne i ostoje płazów przywracają łączność ekologiczną między ekosystemami podmokłymi, rozdzielonymi wskutek urbanizacji oraz industrializacji. Jest to szczególnie ważne teraz, gdy płazy stały się najprędzej wymierającą gromadą kręgowców. Dzięki odpowiedniemu doborowi roślin, w tym irysów, krwawnicy zwyczajnej, paproci, dekoracyjnych odmian turzyc i oczeretów etc. ogród deszczowy może być znacznie piękniejszy od trawniku (Dunnet & Clyden 2007, Géhéniau i in. 2015, Vineyard i in. 2015).
Wielu ciekawych inspiracji może też dostarczyć tradycyjna architektura zieleni Chin i Japonii, często zastępująca trawy kobiercami z pnączy i krzewin (bluszczu i runianki japońskiej w miejscach zbyt zacienionych dla traw), mchami i piaskiem (Li i in. 2019).
W naszych miastach i miasteczkach klimatu umiarkowanego wybornym zamiennikiem trawników będą łąki kwietne. W pobliżu ruchliwych obwodnic i autostrad warto wprowadzać łąki antysmogowe, a w sadach pasy kwietne i pastwiska pszczele. Trawniki w ogrodach prywatnych i społecznościowych, parkach miejskich i dworskich warto zastępować stopniowo ogrodami motylowymi. Z kolei w parkach narodowych i rezerwatach warto zintensyfikować czynną ochronę siedlisk otwartych i półotwartych. Dotyczy to zwłaszcza lęgowisk i tokowisk wielu gatunków ptaków poprzez szersze wykorzystanie dorobku miejskiego łąkarstwa kwietnego przy odbudowie Naturowych siedlisk trawiastych (Podyma i in. 2021).
Również w Polsce eksperymentowano od lat 50-tych XX w., z niskimi runiami nawrotu czerwonobłękitnego jako zamiennikiem trawników w miejscach zbyt suchych dla większości traw gazonowych, a zarazem stosunkowo prestiżowych (Łukasiewicz 1994).
Brytyjczykom zawdzięczamy zarówno modę na starannie przycinane trawniki, pola golfowe i tory taktyczne. Im także możemy być wdzięczni za późniejszą walkę o zastąpienie trawników miejskimi łąkami kwietnymi i pastwiskami pszczelimi na wsiach. Wypracowano tu drogą prób i błędów, a potem metodycznych prowadzonych od dekad obserwacji, szereg odmiennych typów miejskich łąk kwietnych np.:
(Ignatieva 2000, Ignatieva & Hedblom 2018).
Nawet najzagorzalsi wielbiciele tradycyjnych trawników po kilku lub kilkunastu latach zaczynają doceniać zalety rzadkiego koszenia. Cenią przeważnie także ciszę i urok bardziej zróżnicowanego krajobrazu. Warto działać wielotorowo, jednocześnie „od dołu” i „od góry”. Od dołu poprzez edukację, promocję, marsz przez instytucję i własnoręczne dawanie dobrego przykładu. Od góry poprzez odpowiednie lobbing wśród decydentów i odpowiednie nakazy i zakazy administracyjne.